Zamknij

Gdy los cię rzuci gdzieś w daleki świat... Powrócisz tu...

09:13, 01.11.2023 . Aktualizacja: 09:16, 01.11.2023
Skomentuj

Najpierw hiobowa wiadomość – nie żyje brat, ojciec, matka, siostra, kuzyn. Po chwili dociera też, że stało się to gdzieś daleko, że trzeba będzie ściągnąć do kraju ciało zmarłej osoby.

Jak? Kto ma się tym zająć? I co równie ważne - ile to będzie kosztowało?

Procedury dotyczące przewozu zwłok z zagranicy są podobne dla wszystkich państw europejskich jak i np. USA, czy Australii. Przede wszystkim nie można przewozić trumny osobiście, własnym środkiem transportu. Zajmują się tym specjalne firmy, w praktyce domy oraz zakłady pogrzebowe, które posiadają zezwolenie na taką działalność. Formalności do załatwienia jest sporo, dlatego samo zlecenie przewozu nie wystarcza. Bliscy zmarłej osoby najpierw muszą podjąć decyzję, czy biorą na siebie to zadanie i czy są w stanie pokryć koszty transportu? A to, w zależności od odległości oraz wielu innych okoliczności, kosztuje od 5 do nawet 20 tys. zł. - O śmierci syna dowiedziałam się dopiero po dwóch tygodniach. Tyle trwało odszukanie nas, bo nie miał przy sobie żadnej informacji o bliskich. Pani konsul przekazała, gdzie znajduje się jego ciało i podała numer telefonu, pod którym dowiemy się, jakie formalności trzeba spełnić, aby wydali nam ciało – wspomina pani Helena, której syn mieszkał od lat w Holandii, ale nie utrzymywał z rodziną kontaktu. Dopiero po jego śmierci okazało się, że nie miał ubezpieczenia, nie pracował i wiódł życie bezdomnego.  Kiedy kobieta dowiedziała się, że sprowadzenie zwłok będzie kosztowało ponad 10 tys. zł – z bólem, ale pozwoliła, aby syn został pochowany w mogile zbiorowej w okolicy Rotterdamu. 

Wiadomość po latach

Jerzy Jarosz z Krematorium Polska w Głogowie od blisko trzydziestu lat działa w branży pogrzebowej i sprowadzał ciała z najodleglejszych stron świata. Przyznaje, że jest to zawsze trudna decyzja dla bliskich.

Czasami na koszt składa się cała rodzina, bo nie wyobrażają sobie, że mogliby zostawić zmarłego na obcej ziemi. Ale bywa i tak, że sytuacja materialna uniemożliwia sprowadzenie zmarłego. Wtedy informujemy, że jeśli coś się zmieni na lepsze, można nawet po kilku latach zorganizować ekshumację

– ale jak podkreśla Jerzy Jarosz wówczas na pewno koszty będą większe, w tym pokrycie kosztów pochówku, za które zapłaciło tamtejsze państwo.

Człowiek jest tylko człowiekiem i targają nim skrajne emocje. Z jednej strony żal i smutek po stracie bliskiej osoby, z drugiej realia i pytanie, czy trzeba się zadłużyć? To zawsze są ogromne rozterki

– dodaje Jarosz. W takiej sytuacji byli niedawno starsi ludzie, których córka i matka trójki dorosłych dzieci zmarła w Hiszpanii.

Od lat nie dawała znaku życia...

Pojechała do pracy, zostawiła dzieci i męża. Będzie z trzynaście lat jak się nie odzywała. Od znajomych wiedzieliśmy, że żyje... Ambasada odezwała się dwa miesiące temu. Że jest chora i umiera. Po kilku dniach przyszła wiadomość ze szpitala, że nie żyje. Do dziś domagają się od nas pieniędzy za leczenie i pochówek, bo odmówiliśmy odebrania ciała

– matka kobiety płacze i tłumaczy: "Nie mieliśmy na to pieniędzy". W tym miejscu warto też zauważyć, że są firmy ubezpieczeniowe, które oferują polisy na takie oraz inne niespodziewane okoliczności. Roczna składka ubezpieczeniowa, w zależności od wieku, celu wyjazdu, czy stanu zdrowia, to wydatek od kilkuset do tysiąca złotych. Trzeba jednak uważać, aby dysponowanie polisą pozostawić w rodzinie, a nie jak to się często dzieje ubezpieczycielowi. Dlaczego?

Bo zlecą usługę firmie, z którą mają umowę i może się okazać, że transport pochłonie całą polisę

– przestrzega Jerzy Jarosz. 

Kto umiera za granicą?

Śmierć nie wybiera, nie czeka aż wrócimy do domu. Na transport do rodzinnych stron czekają w zagranicznych chłodniach i biedni, i bogaci. Nierzadko bardzo długo, aż ktoś się po ciało zgłosi. Często są to osoby samotne, którym na obczyźnie się nie powiodło. Nie brakuje też samobójców. Jak mówią organizatorzy takich transportów – dylematy, co zrobić – tak po polsku, kończą się słowami – było jak było, naszym obowiązkiem jest dopełnić spoczynku na polskiej ziemi.

Dziś najwięcej przewozów jest z Anglii, Włoch, Niemiec i krajów skandynawskich. Zdarzają się też transporty z USA, Kanady czy Indii. Normą jest też Ukraina, ale w drugą stronę, czyli powroty. A skoro jest rynek, to i tą ostatnią usługą zajęły się już w dużym stopniu firmy ukraińskie. Jerzy Jarosz miał jakiś czas temu taką sytuację. Zgłosiła się kobieta z urną przywiezioną z Hiszpanii i chciała zorganizować pogrzeb. Niestety, sam akt zgonu i prochy przywiezione w walizce nie wystarczyły. Co bardzo ją zdziwiło.

Pójście na skróty zawsze oznacza kłopoty, w tym przypadku choćby brak zaświadczenia, że zmarły nie miał choroby zakaźnej, co w każdym państwie jest ważną procedurą. Ale tak to jest, kiedy wydaje się nam, że możemy zaoszczędzić

– Jerzy Jarosz podaje inny przykład... Zdarza się, że otrzymujemy informację o kosztach. Ale niepełną, bo wyceniony jest tylko koszt przejazdu, bez opłat jakie trzeba ponieść w danym kraju. A może to być dodatkowo nawet do tysiąca euro, o czym zlecający przewóz dowiaduje się już na końcu i nie ma wyjścia – musi zapłacić. Tańsze mogą się wydawać również oferty, z których jasno i uczciwie nie wynika, że przewiezienie ciała jest oczywiście możliwe, ale potrwa z dwa, trzy tygodnie. Dlaczego tak długo? Po prostu – są firmy, które dokonują swoistych objazdów i ostatecznie, do kraju w jednym transporcie zwożą kilka ciał z różnych państw.

Jest to praktyka niedopuszczalna i karygodna

– Jarosz nie ma wątpliwości, że branża pogrzebowa wciąż czeka na zaktualizowanie polskiego prawa o cmentarzach i grzebaniu zmarłych, tak aby do takich sytuacji nie dochodziło. 

Kto najczęściej podejmuje się organizacji sprowadzenia ciała bliskiej, czy dalszej zmarłej osoby?

Z tym też bywa różnie.

Zawsze jest w rodzinie ktoś, kto z żałobą czeka aż wszystko zostanie załatwione i dopiero po pogrzebie może pozwolić sobie na łzy, żal i rozpacz. Jednym słowem - „pęka” po wszystkim

– Jerzy Jarosz przywołuje kolejną trudną sytuację. To moment, kiedy ciało jest już w Polsce, w „domu”. Według prawa pogrzeb powinien odbyć się do siedmiu dni po sprowadzeniu. Nie wolno też otworzyć trumny (np. z Włoch tylko metalowe). Inaczej jest, gdy ciało ma być poddane kremacji – wówczas przed spopieleniem może mieć miejsce tzw. pożegnanie, w tym krótka modlitwa i poświęcenie ciała. I tu kolejny dylemat, gdyż stan zwłok bywa przerażający i pytanie, czy oby na pewno rodzina powinna się z tym zmierzyć.

Odradzam w takich okolicznościach, oszczędzając bliskim dodatkowej rozpaczy

– Jerzy Jarosz proponuje wtedy zdecydowanie mniej drastyczne zdjęcie zmarłego, wykonane tak, aby nie dokładać bliskim bólu. Śmierć to zawsze jedna wielka niewiadoma. Stąd też i z Polski odbywają się transporty do krajów zachodnich, głównie wiekowych turystów, którzy jak np. Niemcy jadą do kraju swojego dzieciństwa, aby na starość powspominać miejsca, w których się wychowali. Paradoksalnie sentymentalna podróż kończy się przejazdem w trumnie.

Mnie już nic nie jest w stanie zaskoczyć

– przyznaje Jarosz i zdradza jakie obserwuje zaskoczenie, kiedy po ciało lub prochy (w Polsce kremacja jest tańsza) przyjeżdża niemiecka firma. Dziwią się, że prowadzimy profesjonalną obsługę pogrzebową, że Polska pod tym względem nie odbiega od europejskich standardów. A w ogóle, to transport zmarłych z zagranicy to wyjątkowa misja. Oprócz procedur, które trzeba spełnić jest jeszcze zrozumienie dla traumatycznej sytuacji. Ktoś kogo rodzina nie widziała od długiego czasu, wraca karawanem... To podwójny ból i żal... 

(ŁK, fot. Jerzy Jarosz - archiwum redakcji)

 

 
 
 
 
 
 
(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%